piątek, 9 sierpnia 2013

Dzień piąty to już Afryka

Kto by przypuszczał, że dzisiaj przerodzi się w jutro, a jednak oczekiwanie na prom ciągnęło się w nieskończoność... W Maroku wylądowaliśmy po pierwszej w nocy. Gdzie okazało się, że ubiór ma znaczenie i z powodu praktycznego acz wojskowego stroju zostaliśmy wzięci za terrorystów i gruntownie przeszukani. Szczególnie Adamko miał z tym niefart przetrzepali mu bagaż dokładnie, kufry i rolkę oraz zbroję w poszukiwaniu ładunków wybuchowych. Za to u mnie szukali broni palnej. W końcu jednak jako turyści zostaliśmy wpuszczeni do Maroka i ruszyliśmy w stronę Meknes. Po 30 km zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, tankowanie i na trawę spać, jak wszyscy inni, a spało się bardzo dobrze, choć pobudka była dziwna wyglądało, że spaliśmy na wysypisku śmierci..
Prawda była taka, że całe Maroko jest strasznie zasyfione śmieci walają się w każdym miejscu i w miastach i po za nimi są hałdy odpadów cywilizacji, jednym zdaniem brud, smród i ubóstwo... Po dotarciu do Tetułan widzieliśmy ludzi śpiących na kartonach,sprzedających ryby na środku upalnej uliczki chlapiąc na nie wodą by wyglądały świeżo, wszechobecny zapach przypraw i mięty...
Niestety znalazł się też przewodnik, który za "skromną" opłatą 400 dirhamów przegonił nas po uliczkach fascynującego miasta. W jednym z obowiązkowych miejsc wypiliśmy symbol Maroka czyli herbatę miętową, a Adamko nabył drogą kupna dywanik kaszmirowy. Mnie się udawało zakupić olejki, niby człowiek wie że go naciągają ale jak tu się oprzeć... nauczki są dwie pytaj się o cenę nim  skorzystasz z promocji (400 dirhamów za przewodnika to za wiele)i targuj się ile wlezie nim coś kupisz, a to się udało przy olejkach i u mechanika o czym później...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz