Już wkrótce po raz drugi wyruszam z Adamkiem w trasę.
Plan jest bardzo ambitny i obejmuje dwa kontynenty
Pierwszym jest Europa
Wyświetl większą mapę
Drugi kontynent to Afryka, a dokładniej Maroko
Wyświetl większą mapę
Zbliża się Wielki Dzień Adamko startuje już jutro czyli 31.07.2013 r. i zatrzyma się na XIX-tym Przystanku Woodstock.
Ja wyruszam dopiero w piątek 02.08.2013 r. po pracy...
Wygląda na to, że pierwsze 600 km przejedziemy osobno...
Spotkanie jest przewidziane na niedzielę 4 sierpnia 2013 r. w Niemczech w okolicach Kloster Lehnin... podobno nie sposób przegapić tego wielkiego parkingu

Czy na pewno to się dopiero okaże...
01.08.2013 r. Blacklady załadowana nie wiem jak to się udało ale mam już wszystko przymocowane i zabezpieczone jutro w drogę...
We Francji nie udało się nam uzyskać połączenia z żadną siecią WI-FI dzisiaj
udało się to po raz pierwszy ;-) a od dwóch dni jesteśmy w Hiszpanii...
San Sebastian przywitał nas burzą i brakiem możliwości przenocowania bo znaleźć kempingu się nie udało. O czwartej podjęliśmy decyzję w drogę i po nie przespanej nocy ruszyliśmy dalej...
Niby spać się nie chciało ale tylko ruszyliśmy i... no właśnie
obudziłem się z letargu w czasie jazdy... nie dobrze... stacja i krótka
drzemka na trawie i jak młody Bóg. Jazda po Hiszpanii.. to koniecznie
trzeba powtórzyć, te winkle... już wiem skąd Oni mają tak wspaniałych
motocyklistów...
Po przejechaniu 652 km przywitała nas Plasencia, niestety pole namiotowe ciężkie do odnalezienia... udało się po dłuższym poszukiwaniu. Jazda w mieście zagrzała mi chłodnicę :-( czerwone pole w zasięgu...
07.08.2013 r. Dzień czwarty... kończy się Europa
Jazda po Maroku jest ciekawym doświadczeniem, drogi są gorsze niż w
Polsce, a dodatkowo śliskie w miastach i na zjazdach na drogach po za
nimi, o czym miałem się niestety wkrótce przekonać osobiście...
Na jednym z takich zjazdów stary merc ostro zahamował przed zakrętem, a ja ledwo tykając hamulca zaliczyłem ślizg po asfalcie :(
Straty prawie żadne, ale ujma na honorze...
Prostowanie spacerówek i podnóżka zajęło w przydrożnym warsztacie ze 2 godziny, a koszt to 200 dirhamów, 10 euro i 10 złotych więc wyszło taniej niż w Polsce.
Ja mam trochę zdarte ręce oraz rozdarte spodnie i przytartą kamizelkę odblaskową (ta i tak się rozpadała więc mała strata), do wyrzucenia poszedł również pokrowiec na aparat, nie wiem co z zapasową kartą i akumulatorkami do aparatu... sprawdzę później.
Straciłem też swoje ulubione okulary przeciwsłoneczne bo zapomniałem je założyć :-( na jednym z postojów i już ich nie ma szkoda :-(
08.08.20113 r. Dzień piąty... nocleg
09.08.2013 r. Dzień szósty...Fez
09.08.2013 r. Dzień szósty...Fez
01.08.2013 r. Blacklady załadowana nie wiem jak to się udało ale mam już wszystko przymocowane i zabezpieczone jutro w drogę...
04.08.2013 r. Dzień pierwszy - Podróż się rozpoczyna
Po dwóch wspaniałych dniach w Szczecinie w niedzielę 4
sierpnia wyruszyłem odprowadzony przez Mudlunka na spotkanie z Adamkiem
do Kloster Lehnin w Niemczech. Przejechaliśmy przez pięć krajów i tak po
kolei Polska, Niemcy, Belgia, Luksenburg i Francja.Pierwszego dnia
zatrzymaliśmy się 100 km od Paryża. W sumie przejechałem 1113 km.
Adamko jedynie 50 km mniej
05.08.2013 r. Dzień drugi... Paryź i San Sebastian
Wstaliśmy, zjedliśmy i na koń... do Paryża, a tam
zatrzymaliśmy się na chwilę przed Łukiem Tryiunfalnym zdjęcie zrobić i
do marzenia złomiarza... Góra z górą..., a Polakiem z Polakiem zawsze...
pod Łukiem spotkaliśmy kolegę motocyklistę, który co prawda nie
motocyklem lecz białym Sprinter pokazał nam jak się jeździ po stolicy
Francji... tego się nie da odpowiedź to trzeba przeżyć... nie wiem jakim
cudem nie zgubił nas na pierwszym skrzyżowaniu. Po pożegnaniu
ruszyliśmy dalej do Hiszpanii San Sebastian czeka, a droga daleka...
San Sebastian przywitał nas burzą i brakiem możliwości przenocowania bo znaleźć kempingu się nie udało. O czwartej podjęliśmy decyzję w drogę i po nie przespanej nocy ruszyliśmy dalej...
06.08.2013 r. Dzień trzeci czyli sny na jawie...
06.08.2013 r. Dzień trzeci Plasencja
Po przejechaniu 652 km przywitała nas Plasencia, niestety pole namiotowe ciężkie do odnalezienia... udało się po dłuższym poszukiwaniu. Jazda w mieście zagrzała mi chłodnicę :-( czerwone pole w zasięgu...
07.08.2013 r. Dzień czwarty... kończy się Europa
Wyruszyliśmy około 12 i po 549 km i skończyła się Europa na
tym etapie podróży. Jeszcze dzisiaj będziemy w Maroku zaczynamy
Afrykański etap podróży, nadal mnie ma dostępu do Internetu :-(
08.08.2013 r. Dzień piąty to już Afryka
Kto by przypuszczał, że dzisiaj przerodzi się w jutro, a
jednak oczekiwanie na prom ciągnęło się w nieskończoność... W Maroku
wylądowaliśmy po pierwszej w nocy. Gdzie okazało się, że ubiór ma
znaczenie i z powodu praktycznego acz wojskowego stroju zostaliśmy
wzięci za terrorystów i gruntownie przeszukani. Szczególnie Adamko miał z
tym niefart przetrzepali mu bagaż dokładnie, kufry i rolkę oraz zbroję w
poszukiwaniu ładunków wybuchowych. Za to u mnie szukali broni palnej. W
końcu jednak jako turyści zostaliśmy wpuszczeni do Maroka i ruszyliśmy w
stronę Meknes. Po 30 km zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej,
tankowanie i na trawę spać, jak wszyscy inni, a spało się bardzo dobrze,
choć pobudka była dziwna wyglądało, że spaliśmy na wysypisku śmierci..
Prawda była taka, że całe Maroko jest strasznie zasyfione śmieci walają się w każdym miejscu i w miastach i po za nimi są hałdy odpadów cywilizacji, jednym zdaniem brud, smród i ubóstwo... Po dotarciu do Tetułan widzieliśmy ludzi śpiących na kartonach,sprzedających ryby na środku upalnej uliczki chlapiąc na nie wodą by wyglądały świeżo, wszechobecny zapach przypraw i mięty...
Niestety znalazł się też przewodnik, który za "skromną" opłatą 400 dirhamów przegonił nas po uliczkach fascynującego miasta. W jednym z obowiązkowych miejsc wypiliśmy symbol Maroka czyli herbatę miętową, a Adamko nabył drogą kupna dywanik kaszmirowy. Mnie się udawało zakupić olejki, niby człowiek wie że go naciągają ale jak tu się oprzeć... nauczki są dwie pytaj się o cenę nim skorzystasz z promocji (400 dirhamów za przewodnika to za wiele)i targuj się ile wlezie nim coś kupisz, a to się udało przy olejkach i u mechanika o czym później...
Prawda była taka, że całe Maroko jest strasznie zasyfione śmieci walają się w każdym miejscu i w miastach i po za nimi są hałdy odpadów cywilizacji, jednym zdaniem brud, smród i ubóstwo... Po dotarciu do Tetułan widzieliśmy ludzi śpiących na kartonach,sprzedających ryby na środku upalnej uliczki chlapiąc na nie wodą by wyglądały świeżo, wszechobecny zapach przypraw i mięty...
Niestety znalazł się też przewodnik, który za "skromną" opłatą 400 dirhamów przegonił nas po uliczkach fascynującego miasta. W jednym z obowiązkowych miejsc wypiliśmy symbol Maroka czyli herbatę miętową, a Adamko nabył drogą kupna dywanik kaszmirowy. Mnie się udawało zakupić olejki, niby człowiek wie że go naciągają ale jak tu się oprzeć... nauczki są dwie pytaj się o cenę nim skorzystasz z promocji (400 dirhamów za przewodnika to za wiele)i targuj się ile wlezie nim coś kupisz, a to się udało przy olejkach i u mechanika o czym później...
08.08.2013 r. Dzień piąty czyli asfalt w Maroku jest śliski...
Na jednym z takich zjazdów stary merc ostro zahamował przed zakrętem, a ja ledwo tykając hamulca zaliczyłem ślizg po asfalcie :(
Straty prawie żadne, ale ujma na honorze...
Prostowanie spacerówek i podnóżka zajęło w przydrożnym warsztacie ze 2 godziny, a koszt to 200 dirhamów, 10 euro i 10 złotych więc wyszło taniej niż w Polsce.
Ja mam trochę zdarte ręce oraz rozdarte spodnie i przytartą kamizelkę odblaskową (ta i tak się rozpadała więc mała strata), do wyrzucenia poszedł również pokrowiec na aparat, nie wiem co z zapasową kartą i akumulatorkami do aparatu... sprawdzę później.
Straciłem też swoje ulubione okulary przeciwsłoneczne bo zapomniałem je założyć :-( na jednym z postojów i już ich nie ma szkoda :-(
08.08.20113 r. Dzień piąty... nocleg
Zatrzymaliśmy się w hotelu przy stacji paliw za 10 euro od
łebka. Pokój z klimą i piękny basen do dyspozycji, popływaliśmy,
wypraliśmy przepocone ciuchy, wypiliśmy resztę wina z Hiszpanii i
spać...
09.08.2013 r. Dzień szósty...Fez
Dzisiaj chcemy zwiedzić ruiny fortu Rzymskiego, Meknes i Fez oraz dotrzeć w rejon wąwozów Dades i Todra...
Miasto Rzymskie zaliczone jesteśmy w Meknes
Miasto Rzymskie zaliczone jesteśmy w Meknes
09.08.2013 r. Dzień szósty...Fez
I z wąwozów wyszły nici:-( Adamkowi rąbnęli telefon i
zamiast jechać dalej straciliśmy czas na policji. Zostaliśmy w mieście w
hotelu niestety nie tak tanio jak poprzednio chcieli 40 euro
stargowałem na 35, ale to i tak chyba dobrze jak ma to miasto. Z nerw
rozpoczęliśmy krupniok Fez zwiedzaliśmy wieczorem i pod wpływem to i
zdjęć będzie mało. 146 km to nie jest rekord świata...
Coś tam o Marokańskiej "kulturze" jazdy...
Po dwóch dniach jazdy w tym kraju można powiedzieć, że
światła w samochodzie to wymyślił chyba sam diabeł jako zbędny dodatek,
a może ozdoba? Prawie nikt ich nie używa. Jeśli wjeżdżamy w ślepy
zakręt to jak najdalej od środka, bo ścianie zakrętów to absolutna norma
90% kierowców na tych drogach jedzie tak jak im pasuje, chce skręcić to
skręca, a znak zakazu wjazdu to taka nic nieznacząca sugestia - jadą i
tyle...
Na ronda wjeżdżają wszyscy na raz z wciśniętym klaksonem chyba, że są światła to wtedy jest lepiej, większość świateł ma wyświetlacz z pozostałym czasem do zmiany i ten system się sprawdza.
Piesi w Maroku... święte krowy w Indiach to przy nich uporządkowane stworzenia stosujące się do wszelkich norm i zasad.... Idą i nie patrzą, po drogach, skrzyżowaniach rondach, wzdłuż, poprzek, po skosie i jak sobie można wyobrazić, choć czasem wyobraźni brakuje... machają łapami jedź, i idą prosto pod koła, próbujesz ich ominąć to dobrze się zastanów z której strony chociaż może lepiej się nie zastanawiać i działać intuicyjnie sam nie wiem, w każdym razie uważać trzeba bardzo by ich nie rozjechać. Za miastem dochodzą do tego jeszcze krowy, psy i osły...
Na ronda wjeżdżają wszyscy na raz z wciśniętym klaksonem chyba, że są światła to wtedy jest lepiej, większość świateł ma wyświetlacz z pozostałym czasem do zmiany i ten system się sprawdza.
Piesi w Maroku... święte krowy w Indiach to przy nich uporządkowane stworzenia stosujące się do wszelkich norm i zasad.... Idą i nie patrzą, po drogach, skrzyżowaniach rondach, wzdłuż, poprzek, po skosie i jak sobie można wyobrazić, choć czasem wyobraźni brakuje... machają łapami jedź, i idą prosto pod koła, próbujesz ich ominąć to dobrze się zastanów z której strony chociaż może lepiej się nie zastanawiać i działać intuicyjnie sam nie wiem, w każdym razie uważać trzeba bardzo by ich nie rozjechać. Za miastem dochodzą do tego jeszcze krowy, psy i osły...
Maroko 2013 część 1
10.08.2013 r. Dzień siódmy czyli droga do Tinrhir
Drogi w Maroku... do dziś myślałem, w Polsce są kiepskie drogi, ale nie..
przy Marokańskich to mamy Autobahny... Główna droga z Fez do Midelt momentami przeistaczała się w szuter z kawałkami asfaltu. Dzisiaj Adamko zaliczył glebę zatrzymał się na poboczu i schodząc pociągnął Wiadro, o dziwo podniesienie sprzęta poszło nadzwyczaj sprawnie i szybko. Dotarliśmy cało po przejechaniu 495 km. Jutro Adamko jedzie na wąwozy ja jak zobaczyłem początek trasy to pomyślałem o nie... na 28 km trasa wznosi się z 1342 m do 3222 m to ponad możliwości Blacklady... poczekam na niego na zjeździe.
przy Marokańskich to mamy Autobahny... Główna droga z Fez do Midelt momentami przeistaczała się w szuter z kawałkami asfaltu. Dzisiaj Adamko zaliczył glebę zatrzymał się na poboczu i schodząc pociągnął Wiadro, o dziwo podniesienie sprzęta poszło nadzwyczaj sprawnie i szybko. Dotarliśmy cało po przejechaniu 495 km. Jutro Adamko jedzie na wąwozy ja jak zobaczyłem początek trasy to pomyślałem o nie... na 28 km trasa wznosi się z 1342 m do 3222 m to ponad możliwości Blacklady... poczekam na niego na zjeździe.
Na wszelki wypadek pożyczam mu swój telefon, oby się nie przydał, ten dzień będzie chyba przełomowy...
11.08.2013 r. Dzień ósmy... Adamko w wąwozach...
Adamko już wyruszył, a ja czekam na pierwszy sygnał...
Jest
pierwszy sygnał jeszcze jeden i ruszam ... Droga okazała się mało
czytelna dostałem sms, że Adam nadrabia 100 km i mam czekać do skutku -
to czekam...
Adamko musi tylko zjechać na dół i wreszcie koniec czekania...
Jednak
trochę musiałem poczekać na dnie Wąwozu Dades. Wreszcie nadjechał po
215 km drogi, której nie ma, moście w budowie znaczy się most ma być nad
rzeką, która wyschła, 3 glebach i... sam opisze co jeszcze go tam
spotkało zjechał tryumfalnie na dół...
A takie tam. ..
Płaci się tu dirhamami czyli takim faflunami (tej
nazwy będę używał w dalszych wypowiedziach). Jak to w tego typu krajach
bywa trzeba się targować i nie jest to takie proste. Kupujesz coś,
targujesz płacisz i ok. Gorzej ma się sprawa z tak zwanymi "usługami"
zaczepi cię taki jeden z drugim i niby chce ci coś pokazać lub w czymś
pomóc, idziesz, zwiedzasz on ci ładnie opowiada, kupisz coś lub nie,
wracasz, a ten cholernik wyciąga łapę i chce 400 tych chorych faflunów i
nie ma przebacz, ok nasza wina nie ustaliliśmy ceny to gapowe trza
zapłacić. Innego dnia kupujemy bilet znaczy przewodnik chyba w cenie
skoro jest bilet to i usługa, błąd na koniec drogi łapa do przodu po
fafluny...
Przykład następny gość pokaże nam za 20 faflunów tani hotel zgadzamy się, doprowadza nas taksówką na miejsce i co i ten cholernik chce 40 faflunów bo on musi przecież wrócić, patrzę na Adamka no weźmie i zabije gnoja.... dałem mu 30 faflunów i kazałem .... lepiej nie napisze co mu kazałem, bo blog nie jest tylko dla dorosłych i jak później rodzice mają tłumaczyć dziecku co to znaczy... , a właśnie to mu kazałem. Hotel ok jak na Fez cena wywoławcza 40 euro stargowałem na 35 ze śniadaniem, parkingiem i pilnowaniem maszyn. Rano do płacenia i znów zdziwko bo parking to dodatkowe 20 faflunów, komentarz jak wyżej znaczy niecenzuralny...
Kolejny hotel dzisiaj cena się zgadza ale zapomnieli dodać, że im się często terminal zawiesza i wyrwali mi prawie ostatnie 300 faflunów j/w. z kieszeni.
Przydatne rady:
1. Słowo La - u ichnych znaczy nie - używać jak najczęściej machając ręką na odczepnego.
Przykład następny gość pokaże nam za 20 faflunów tani hotel zgadzamy się, doprowadza nas taksówką na miejsce i co i ten cholernik chce 40 faflunów bo on musi przecież wrócić, patrzę na Adamka no weźmie i zabije gnoja.... dałem mu 30 faflunów i kazałem .... lepiej nie napisze co mu kazałem, bo blog nie jest tylko dla dorosłych i jak później rodzice mają tłumaczyć dziecku co to znaczy... , a właśnie to mu kazałem. Hotel ok jak na Fez cena wywoławcza 40 euro stargowałem na 35 ze śniadaniem, parkingiem i pilnowaniem maszyn. Rano do płacenia i znów zdziwko bo parking to dodatkowe 20 faflunów, komentarz jak wyżej znaczy niecenzuralny...
Kolejny hotel dzisiaj cena się zgadza ale zapomnieli dodać, że im się często terminal zawiesza i wyrwali mi prawie ostatnie 300 faflunów j/w. z kieszeni.
Przydatne rady:
1. Słowo La - u ichnych znaczy nie - używać jak najczęściej machając ręką na odczepnego.
2.
Ustalając cenę za tak zwaną "usługę" pytaj czy to za wszystko, a
najlepiej kilka razy, choć pewnie i tak cię orżną ale może na mniej.
Jak sobie coś jeszcze przypomnę to uzupełnię.
Wczoraj była odmiana pan na skuterku pokazał nam hotel za darmo co sam zaznaczył i naprawdę nic nie chciał.
Generalnie trzeba uważać ot i tyle.
Jak sobie coś jeszcze przypomnę to uzupełnię.
Wczoraj była odmiana pan na skuterku pokazał nam hotel za darmo co sam zaznaczył i naprawdę nic nie chciał.
Generalnie trzeba uważać ot i tyle.
11.08.2013 r. Dzień ósmy... Quarzazate i Marakesz
Quarzazate zwiedzaliśmy akurat gdy zaczynała się jakaś
ichna impreza. Z powodu przygód Adamka nie dotarliśmy do Marakeszu i
zatrzymaliśmy w przydrożnym hotelu około 20 km za Quarzazate. Pierwsza
cena 100 faflunów od głowy skończyło się na połowie tego. Pokój z jednym
łóżkiem, stołem, dwoma krzesłami i taboretem. Kibelek na narciarza 30 m
od pokoju, prysznic ze sznurkiem zamiast klamki. Tak wielkich
karaluchów jak tam w życiu nie widziałem, a szybkie były cholerstwa...
Parkowaliśmy w barze za ekstra 12 faflunów (chciał 20). Dla mnie było to
tylko 210 km, dla Adama 419 z czego ponad połowa po górach.
12.08.2013 r. Dzień dziewiąty podróż do Marakeszu
Rano
ruszyliśmy w niedokończoną podróż z dnia wczorajszego znaczy się do
Marakeszu. Jazda przez przełęcze to nie zapomniane przeżycie i ostre
zakręty gdzie podczas składania się w nich patrzysz w przepaść, strome
zjazdy i podjazdy. Agrafki z natychmiastowym podjazdem lub zjazdem i tak
przez 70 km.
12.08.2013 r. Dzień dziewiąty Casablanca.
Ponad 200 km jazdy w straszliwie gorącym wietrze.
Odczuwa się to jak jazdę przez piekło. W Casablance po raz pierwszy po
10 dniach jazdy zobaczyliśmy ocean i w drogę w kierunku Rabatu. Na noc
zostaliśmy na stacji gdzie dotrwaliśmy do rana. Za nami kolejne 477 km
13.08.2013 r. Dzień dziesiąty wracamy do Europy
Po 20 km wreszcie kąpiel w oceanie, myślałem, że jest
bardziej słony, z powodu fal pływać się nie dało ale i tak frajda
niesamowita. Po wyjściu z wody i dotarciu do motocykli nie wiadomo skąd
pojawił się gość i próbuje wcisnąć mi jakiś bilet za parkowanie kazałem
mu.... odgrażał się udawał, że kogoś woła ale koniec, końców poszedł bez
kasy. Siedzimy na promie i czekamy na powrót do Europy. Afrykański
epizod dobiegł końca. Dzisiejsze 332 km są ostatnimi na Czarnym
Lądzie...
14.08.2013 r. Dzień jedenasty Gibraltar
Wjazd na górę... spodziewałem się, że będzie stromo,
oj było, było... Skała nie jest duża co wymagało od budowniczych
zaprojektowania drogi o bardzo dużym nachyleniu i z licznymi zmianami
kierunku oraz tunelem. Bilety na wejście to koszt 2 euro za osobę i 11
wjazd motocyklem. Na szczycie jest niesamowita jaskinia i fort z
działami skierowanymi na wejście do portu. W forcie jest
tablica upamiętniająca tragiczny lot generała Sikorskiego. Oczywiście
nie można zapomnieć o wszędobylskich małpach, ich gangi opanowały
przemysł turystyczny i tylko czekają na okazję by coś zabrać do
jedzenia, a i torebkę chętnie przygarną. Wyglądają niegroźne i
przyjaźnie choć sam widziałam jak jedna z nich ugryzła turystkę. Widoki
niesamowite na miasto, port i dopiero co zwiedzone Maroko. Wjechać na
skałę to dopiero 1/3 sukcesu do pełni szczęścia potrzebujemy jeszcze
zjechać... W momencie gdy zobaczyłem jak Adam zatrzymuje się by zakręcić
wiedziałem, że będzie grubo. Zakręty po 180º i ostro, ale to naprawdę
ostro w dół. Udało się i po krótkich zakupach dalej w drogę do Grenady.
Po 295 km lądowanie o 23 na campingu. Te akurat bardzo ciężko odnaleźć z
powodu braku oznaczeń na drogach i adresów oraz numeracji ulic.
Maroko 2013 część 2
15.08.2013 r. Dzień dwunasty Gospodarczy
Dzisiaj mieliśmy jechać do Alhambry...
Po dotarciu na miejsce okazało się. że bilety są tylko po 8 euro czyli na zwiedzanie nocne, a to oznacza, iż nic nie zobaczymy, bo wszystko co ciekawe będzie zamknięte. Bilet na zwiedzanie całej Alhambry to koszt 13 euro. Do tego dochodzi parking za 1 euro za pierwszą minutę, a każda następna to 0,019 euro.
Uzyskanie informacji o biletach kosztowało nas 1,90 euro.
Po powrocie zrobiliśmy dzień gospodarczy, czytaj pływanie w basenie, gotowanie, pranie, whisky, piwo, gitara, organki i śpiew.
Po dotarciu na miejsce okazało się. że bilety są tylko po 8 euro czyli na zwiedzanie nocne, a to oznacza, iż nic nie zobaczymy, bo wszystko co ciekawe będzie zamknięte. Bilet na zwiedzanie całej Alhambry to koszt 13 euro. Do tego dochodzi parking za 1 euro za pierwszą minutę, a każda następna to 0,019 euro.
Uzyskanie informacji o biletach kosztowało nas 1,90 euro.
Po powrocie zrobiliśmy dzień gospodarczy, czytaj pływanie w basenie, gotowanie, pranie, whisky, piwo, gitara, organki i śpiew.
16.08.2013 r. Dzień trzynasty Alhambra i Cordoba
I o kolejne 278 km więcej, a nocleg za free.
17.08.2013 r. Dzień czternasty zwiedzanie Cordoby i droga do El Saler przez Valencię.
Rankiem ruszyliśmy zwiedzać Cordobę. Po Alhambrze Cordoba
nie robi już takiego wrażenia ale zobaczyć można, choć lepiej zobaczyć te
miasta w odwrotnej kolejności. Następna na trasie Valencia. Oczywiście
pola namiotowego nie udało się nam znaleźć pod podanym adresem. Na
szczęście spotkaliśmy jakiś Francuzów i Ci dali namiary na miejscowość
El Saler pod Valencią, gdzie są prawie same campingi. Niestety drogo 27
euro, a internet dodatkowe 1 euro. Oczywiście kartą nie zapłacisz, a w
jedynym bankomacie brak kasy. Dzięki uprzejmości sklepikarza, który
wypłacił nam kasę mamy trochę grosza.
Przejechaliśmy z Cordoby do El Saler przez Valencię dystans 578 km.
Przejechaliśmy z Cordoby do El Saler przez Valencię dystans 578 km.
18.08.2013 r. Dzień piętnasty FC Barcelona
410 km i FC Barcelona... Adam jest na meczu
Barcelony z Levante... cieszył się jak dziecko. Bilety zaczynają się od
47 euro w zależności od miejsca. Na mecz przychodzą tłumy ludzi.
Zwiedzanie stadionu to koszt 22 euro, do 13 roku życia 17 euro. Ja
udałem się na poszukiwanie skrzynki pocztowej... udało się kartki
wysłane. Przy okazji zobaczyłem jakiś park.
19.08.2013 r. Dzień szesnasty Wracamy do domu - Hiszpania
Wracamy do domu Nocleg w górach na stacji. Był bardzo silny wiatr i dość zimno.
O 365 km bliżej do domu.
O 365 km bliżej do domu.
20.08.2013 r. Dzień siedemnasty Millau
20.08.2013 r. Dzień siedemnasty 40 lat minęło..
Adam skończył 40 lat, były życzenia, wspólne 417 km.
Zakupy w markecie i szukanie campingu, dopiero 3 drogowskaz prowadził do
istniejącego nie tylko na znakach. Dość cichy, 14 euro za wszystko więc
i tani. Wieczorem grill, szampan, whisky i tradycyjne 100 lat...
21.08.2013 r. Dzień osiemnasty do Niemiec
Droga z Francji do Niemiec zaczęła się od alko testów,
pierwsze dmuchanie dało wynik 2 promile u Adama i 0 u mnie, ale ja się
bardziej oszczędzałem. Ostatecznie udało się nam wyjechać już około 14.
347 km i nocleg już na Niemieckiej stacji benzynowej.

Maroko 2013 część 4
Po przejechaniu 1002 km dotarłem z Niemiec do Polski i znów jestem w Szczecinie, a w sobotę wracam do domu.
W sumie przejechałem 9708 km
Koszt przejechania jednego kilometra w zaokrągleniu to 0,2892 PLN
Koszt przejechania każdych 100 km w zaokrągleniu to - 28,92 PLN
Średnie zużycie paliwa - 4,738 l/100 km
Sumaryczna ilość zatankowanego paliwa Pb95 - 455,09 litrów
Koszt przejechania jednego kilometra w zaokrągleniu to 0,2892 PLN
Koszt przejechania każdych 100 km w zaokrągleniu to - 28,92 PLN
Średnie zużycie paliwa - 4,738 l/100 km
Sumaryczna ilość zatankowanego paliwa Pb95 - 455,09 litrów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz